Obserwatorzy

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Moje zapachy na wiosnę i lato




Witajcie po weekendzie. W dzisiejszym poście 
chcę Wam zaprezentować zapachy, które używam w 
cieplejszym okresie roku. Wody perfumowane o których mowa
to Calvin Klein Eternity Summer i La Perla J'aime.





Oba zapachy pozostały mi jeszcze z tamtego roku, więc raczej
nie kupię już innego. Choć nowości kuszą :)






Pierwszy z nich CK Eternity Summer to linia z roku 2012.
Co roku ten zapach jest zmieniany i nie wiem, czy udałoby
się teraz kupić identyczny, bo wersja na lato 2013 jest
już zupełnie inna.






W mojej wersji znajdziemy nuty:
- japońską wiśnię,
- kwiat pomarańczy,
- biała peonia,
- piżmo.

Zapach jest nieprzytłaczający i na upalne dni nadaje się
idealnie. Jedyne co mogę mu zarzucić to jak 
na EDP słabo się utrzymuje. Przynajmniej na mojej skórze.
Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo lubię ten zapach.






Mój drugi zapach to J'aime stworzony w 2007 roku.
Możemy go zaliczyć do kategorii perfum kwiatowo -
szyprowych. Znajdziemy w nim takie nuty zapachowe jak:
- bergamotka,
- czary pieprz,
- owoc liczi,
- jaśmin egipski,
- kwiat lotosu,
- świeża malina,
- piżmo,
- karmel,
- bursztyn,
- paczula.

Jest to zapach zdecydowanie mocniejszy i bardziej 
kobiecy. Jest też słodszy niż CK. Tego zapachu
używam z umiarem i w małej ilości, bo jego intensywnosc
jest na prawdę duża. Wystarczy kilka kropel i zapach
utrzymuje się cały dzień lub noc :).



A jacy są Wasi zapachowi ulubieńcy???





piątek, 26 kwietnia 2013

Bourjois Poudre Clubbing




Rzadko przychodzę do Was z recenzjami kosmetyków
kolorowych. Wynika to z faktu, że częściej zmieniam coś
w pielęgnacji niż w makijażu. Czas żebym pokazała Wam 
produkt, który używam już od roku. Mowa o Bourjois
Poudre Clubbing.





Kupiłam go jakiś rok temu na allegro i zapłaciłam za 
niego ok. 50 zł.




Produkt jest zamknięty w opakowaniu symulującym książkę.
W środku widnieją 4 kostki "czekolady". Bronzer pachnie też jak
czekolada :). Co prawda z mojego zapach już odparował, jednak
przez długi czas dawał o sobie znać.





Produkt jest niesamowicie wydajny. Choć dotyka już dna
jestem pewna, że jeszcze trochę mi posłuży. Utrzymuje się 
przez cały dzień. Nawet gdy zaczyna się ścierać to dzieje się
to bardzo równomiernie. Ciężko jest z nim przesadzić.
Nawet dla mojej jasnej cery się nadaje. Wiem, że bronzer można
nabyć w 2 kolorach. Jednak u mnie wszystkie napisy już się
pościerały i nie jestem w stanie Wam powiedzieć jaki
mam ja. We Francji odmian "czekoladek" jest dużo
więcej. 


Podejrzewam, że kiedy mi się skończy to
kupię coś nowego, ponieważ nawet ja mam ochotę na
małą odmianę w kosmetyczce :). Polecam go 
jednak osobą, które nie miały jeszcze okazji go wypróbować.


Pomału się zaczynam rozglądać za czymś nowym.
Stąd moje pytanie - jaki bronzer Wy polecacie? 
Życzę Wam miłego weekendu :)






środa, 24 kwietnia 2013

Dezodorant czy antyperspirant?



Wybór preparatów mających chronić nas przed potem wybór jest ogromny.
Począwszy od różnych zapachów, firm, sposobów aplikacji po
rodzaje środków chroniących. W tej chwili najważniejsze rodzaje
tych preparatów to dezodorant, antyperspirant i bloker.

Mają one pomóc nam w walce z potem. Jest to wydzielina naszych
gruczołów łojowych. Składa się głownie z wody (98%), tłuszczów,
mocznika, związków mineralnych. Według większości specyficzny
zapach potu zależy od feromonów i od bakterii rozkładających
pot na naszej skórze. Pot sam w sobie nie pachnie, dopiero
wtedy, gdy bakterie zaczynają działać nabiera zapachu.







Dezodorant jest to środek chemiczny pozwalającym nam zwalczać
zwłaszcza nieprzyjemny zapach naszego potu. Pierwsze dezodoranty 
pojawiły się już przed naszą erą. Nie jest więc to wynalazek ludzi żyjących
obecnie. Jest klasyfikowany przez FDA jako kosmetyk. 
Dezodoranty mogą być wystarczające dla osób, 
które nie mają problemów z nadmierną potliwością. Należy pamiętać
o tym, że dezodorant nie zmniejsza wydzielania potu zmienia
tylko jego zapach na przyjemniejszy. Oznacza to, że jeśli ktoś 
znajduje plamy pod pachą dezodorant jest dla niego niewystarczający.



Antyperspirant to taki kosmetyk 2 w 1. Pomaga zwalczyć nieprzyjemny
zapach potu i także zmniejsza jego wydzielanie. Działanie antyperspirantów
w głównej mierze opiera się na działaniu soli glinu. W różnych preparatach 
znajdziemy różną ich ilość. Jest klasyfikowany przez FDA jako lek.
Sole glinu w połączeniu z wilgocią na naszej skórze tworzą postać
żelu, który zwęża ujścia gruczołów potowych. Nie zatykają one
gruczołu, tylko czasowo ograniczają wypływ z niego. Antyperspiranty
działają o wiele dłużej niż dezodoranty. Są one opcją dla osób
obdarzonych większą potliwością.


Na rynku obecne są także blokery. Są to antyperspiranty o przedłużonej
trwałości. Istotne jest ich dawkowanie. Zwykle jest 2-3 dni pod rząd na
noc i później ponawianie aplikacji 1-2 razy w tygodniu. Nie odpowiednia
aplikacja może spowodować zatkanie gruczołów potowych. Nie łączymy
także blokerów z dezodorantami, by nasze gruczoły mogły prawidłowo
funkcjonować. Nie zależnie od rodzaju preparatu nie aplikujemy go na
świeżo wydepilowaną skórę.


U osób u których zwykłe kosmetyki nie pomagają i pocenie się
staje się jednostką chorobową przewidzianych jest kilka 
metod leczenia. Między innymi:
- farmakoterapia,
- zastrzyki z toksyną botulinową,
- laseroterapia,
- zabiegi chirurgiczne.


Należy jednak pamiętać, że takie metody leczenia
to już ostateczność i stosuje się je u osób, którym 
nadmierna potliwość nie pozwala normalnie funkcjonować.





Dużym problemem w okresie letnim jest pocenie się stóp. Można
jednak trzymając się kilku zasad łatwo poradzić sobie z tym
problemem:
1. Stosowanie preparatów specjalistycznych na stopy (talk, dezodoranty).
2. Regularne usuwanie zrogowaciałego naskórka.
3. Korzystanie z zabiegów jonoforezy i galwanizacji.
4. Dbanie o odpowiednie obuwie.

Ja lubię używać blokery. U mnie się sprawdzają. A jak jest z Wami?
Jaki jest Wasz ulubiony preparat?

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Propodia krem złuszczająco-zmiękczający




Dziś post dla wszystkich, którzy chcą zadbać o swoje pięty.
Chcę się podzielić z Wami moim odkryciem - 
kremem złuszczająco-zmiękczającym firmy Propodia.




Przeznaczony jest do regeneracji twardej, zgrubiałej i popękanej
skóry pięt. Krem silnie złuszcza naskórek, nawilża i zmiękcza skórę.
Krem zawiera w swoim składzie mocznik (aż 25%), kwas salicylowy
(0,5%) i kwas glikolowy (1%), które działają zmiękczająco i umożliwiają
wnikanie cennych substancji kremów w głębsze warstwy skóry.
W jego składzie znajdziemy też masło shea (3%), olej z pestek
winogron (1,5%) i olej canola (1,5%), które natłuszczają i nawilżają
skórę. Ponadto hialuronian sodu (1%), pantenol (1%) i 
gliceryna (5%). Bogactwo składników jest ogromne.




Propodia należy do tego samego koncernu co Iwostin.
Krem zamknięty jest w tubie o pojemności 40 ml.
W swojej konsystencji jest dosyć gęsty, co mi w ogóle
nie przeszkadzało, bo używałam go na noc.
Krem kupiłam w aptece i zapłaciłam za niego 17 zł.




Efekt przy regularnym stosowaniu tego krem jest rewelacyjny.
Nie miałam problemu z jego stosowaniem. Zapach neutralny, szybko się
wchłaniał. Pięty są miękkie, nawilżone i nie ma mowy o suchych skórkach.
Nie mam już potrzeby nadmiernego tarkowania stóp.
Z pewnością kupię kolejne opakowanie.



Moje stopy są już przygotowane na sandały :)
A Wasze?




sobota, 20 kwietnia 2013

Cudo na skórę




Udało mi się odnaleźć pewną perełkę.
Szukałam nowego peelingu do ciała
i znalazłam peeling z firmy AS Watsons.






Jak widać na załączonym zdjęciu peeling kosztował 9,90.
Ma piękny zapach różowego grejpfruta i mandarynki.
Nastraja na prawdę wakacyjnie, a jego używanie 
to prawdziwa przyjemność. Zamknięty jest w tubie
o pojemności 200 ml.




Jest to peeling średnioziarnisty. Jednak trzeba uważać przy
jego aplikacji, bo choć drobiny peelingujące nie są duże
to radzą sobie bardzo sprawnie z obumarłym naskórkiem.
Co do jego wydajności to nie potrafię jeszcze tego określić
Póki co nie mam żadnych zarzutów w stosunku do niego.
Spełnia swoje wszystkie swoje zadania. W sklepie
była też wersja zapachowa mango. Ta wersja powędruje do mojej
cioci.




A jakich peelingów Wy używacie???


piątek, 19 kwietnia 2013

Wpływ słońca na naszą skórę



Zima odeszła już w niepamięć (hura!). Słońce coraz śmielej do nas wygląda i zachęca
do korzystania z jego uroków. Możemy czerpać wiele korzyści ze słonecznej pogody,
musimy to jednak robić z "głową na karku". Bo oprócz przyjemności jakie niesie ze
sobą słońce, musimy się też liczyć z jego negatywnym wpływem.
Jako podatna na oparzenia słoneczne osoba z fototypem II na własnej skórze doświadczyłam
ujemnych skutków działania słońca i chcę się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami. :)
Zapraszam do lektury.





Promieniowanie, które dociera do Ziemi i jest dla nas najistotniejsze to promieniowanie UV.
Możemy podzielić je na :
- UVA 320-400 nm
- UVB 280-320 nm
- UVC 40-280 nm

Promieniowania te różnią się od siebie właściwościami jakie ze sobą niosą.

Promieniowanie UVC wychwytywane jest przez warstwę ozonową naszej atmosfery i na nasze szczęście nie dociera do Ziemi. Postępujące jednak zanieczyszczenie środowiska prowadzi do zmniejszenia tej warstwy i niektóre osoby mogą odczuwać działanie drażniące na spojówki.

Promieniowanie UVB stanowi 5% promieniowania docierającego do Ziemi. Jego największe natężenie jest w godzinach 10 - 15 zwłaszcza w letnich miesiącach. Jest filtrowany przez chmury i szkło okienne. Przenika jednak przez wodę, więc mokra koszulka założona na plaży nie chroni nas przed tym promieniowaniem. Dociera do naszego naskórka i powoduje właściwą opaleniznę. Wytwarza oparzenia słoneczne i ma działanie karcynogenne (rakotwórcze).

Promieniowanie UVA stanowi 95% promieniowania docierającego do Ziemi. Jego natężenie jest takie same niezależne od pory roku czy pory dnia. Co ważne przechodzi przez chmury i szyby. Dociera do naszej skóry właściwej i powoduje opaleniznę wczesną. Właśnie to promieniowanie daje odczyny fototoksyczne i fotoalergiczne. Jest odpowiedzialne ze spadek elastyczności naszej skóry, zmarszczki i przebarwienia. 


Nieprawidłowe korzystanie ze słońca może powodować:
- rumień po słoneczny - pojawia się po 2-6 h po opalaniu, zwykle ustępuje po 72h. Szybciej pojawia się u małych dzieci i u osób z jasną karnacją. Rumień ustępuje złuszczając się, często pozostawiając przebarwienia.
- oparzenie słoneczne - zmiany obserwuje się po kilku godzinach po opalaniu, może swoim wyglądem przypominać oparzenie II stopnia. Towarzyszy mu świąd  obrzęk, rumień, pieczenie. Ważne jest by po oparzeniu słonecznym pić dużo płynów.


Warto też określić swój fototyp skóry.



Tak jak już wspominałam ja mimo ciemniejszych obecnie włosów (farba) jestem fototypem II. Szczerze powiedziawszy to nie pamiętam żebym kiedykolwiek była opalona, nie licząc opalenizny pochodzącej z balsamów brązujących. Na plaży zwykle chowam się pod parasolką. Pomimo tego, że bardzo uważam na słońce nabawiłam się już pierwszej alergicznej reakcji w tym roku. Więc dla mnie wysoki filtr to podstawa.


Ważne jest by kosmetyki ochronne dobierać tak, by miały szerokie spektrum działania. Najlepiej by nasz krem zawierał filtry chemiczne, które absorbują UV (np. bezofenony, Eusolex 6300, Octokrylen, Parsol 1789) i filtry fizyczne, które odbijają promienie (np. tlenek i dwutlenek tytanu lub cynku).

Skrót SPF (sun protective factor) oznacza siłę działania preparatu chroniącego przed UV. SPF kremu oblicza się na podstawie badań laboratoryjnych. Skóra zostaje poddana promieniowaniu i oblicza się po jakim czasie rumień wystąpi na skórze chronionej i niechronionej. Im wyższy SPF tym wyższa ochrona.

W ochronie skóry ważne jest nie tylko wysokość SPF i składniki znajdujące się kremie, ale także ilosć zaaplikowanego preparatu. Stosuję się zasadę zwaną "łyżeczkową". Oznacza ona, że na twarz i szyję oraz kończynę górną ilość preparatu nie powinna być mniejsza niż połowa małej łyżeczki. Natomiast na plecy i nogi ilość preparatu nie powinna być mniejsza niż łyżka stołowa. Wtedy krem, który nałożymy daje nam rzeczywistą ochronę, która jest napisana na opakowaniu. Przy niedostatecznej ilości preparatu z filtru 50 na opakowaniu na ciele zostanie nam 20. Ważne także by uzupełniać krem co 1,5h  i po kąpieli.


Ostatnią ważną kwestią dotyczącą słońca jest niełączenie kąpieli słonecznych z pewnymi substancjami. Niedozwolone jest opalanie się podczas kuracji antybiotykami, retinoidami czy kwasami. Mają one negatywny wpływ na naszą skórę i mogą powodować reakcje fototoksyczne. Także osoby przyjmujące tabletki antykoncepcyjne nie powinny się opalać, bo grozi to przebarwieniami, które są trudne do usunięcia nawet laserowo. Niektóre składniki kosmetyków czy perfum są w połączeniu ze słońcem nie dadzą dobrej mieszanki. Najlepiej zatem opalać się mając na sobie tylko kosmetyk ochronny.


Teraz pora na kilka ciekawostek związanych ze słońcem:

- wyprane ubranie stanowi lepszą ochronę przed słońcem niż nowe, nowy biały T-shirt ma SPF10, a wyprany SPF20,
- SPF30 Amerykański odpowiadałby SPF60 w Europie, ponieważ w USA bada się SPF według innej dawki,
- filtr działa od razu po aplikacji,
- z punktu widzenia naukowego opalanie się w solarium jest bezpieczniejsze niż na plaży, ponieważ mamy ustalony czas ekspozycji na promieniowanie i natężenie tego promieniowania jest cały czas takie same,
- gdy w ciągu naszego dorosłego życia nabawimy się oparzenia słonecznego, które spowoduje mocne schodzenie skóry trzy razy to wtedy ryzyko zachorowania na nowotwór skóry zwiększa się dwukrotnie,
- opalanie się nie powoduje zmniejszenia zmian trądzikowych. Jest to złudny proces, ponieważ krosty wrócą ze zdwojoną ilością jesienią.


To tyle jeśli chodzi o informacje związane z opalaniem się. Wszystko jest dla ludzi i jeśli będziemy korzystać z głową ze słońca to nie musimy się obawiać jego negatywnych skutków. Należy pomyśleć czy smażenie się na "skwarkę" jest dobre dla naszego zdrowia i też urody. Nie chcemy przecież mieć przebarwień i przyspieszać procesu starzenia się skóry. Przynajmniej ja wychodzę z takiego założenia.


A jak jest z Wami? Unikacie słońca czy wręcz przeciwnie uwielbiacie się się opalać?

czwartek, 18 kwietnia 2013

Trochę wiosny i odpowiedź na tag



Słoneczko coraz odważniej świeci i bardzo to mnie cieszy.
Coraz chętniej wychodzę na spacery i czuję, że dzieli mnie
chwila od wskoczenia na rower :). Dzisiaj chcę się podzielić
z Wami kilkoma zdjęciami pierwszych kolorowych kwiatów z 
przydomowego podwórka. Ja na ich widok nastawiam się
od razu optymistycznie.













I jeszcze odpowiedź na tag Emilki i Kasi.

1. Ulubiona część garderoby?
Bardzo lubię sukienki.

2. Kawa czy herbata?
Zdecydowanie herbata w każdej postaci.

3. W makijażu podkreślasz oczy czy usta?
Wybieram częściej oczy.

4. Ulubiony owoc?
Ciężko wybrać ten jedyny, ale chyba będą to truskawki.

5. Planujesz przyszłość czy żyjesz nie zastanawiając się co będzie?
Uwielbiam planować dosłownie wszystko. Również przyszłość.

6. Jaki masz kolor w pokoju?
Piękna, soczysta zieleń.

7. Jakie studia wybrałaś lub masz zamiar wybrać?
Kosmetologię, teraz własnie czekam na egzamin licencjacki.

8. Pies czy kot?
Pies bez dwóch zdań. Moja Misia :)

9. Podążasz za modą czy po prostu nosisz to co lubisz?
Nie za bardzo śledzę trendy. Raczej noszę to w czym się dobrze czuję.

10. Ulubiony film?
"Woda dla słoni"

11. Ulubiona książka?
Lubię kryminały Agathy Christie. 




środa, 17 kwietnia 2013

Haul kosmetyczny



Przechodzę od razu do sedna sprawy, nie owijając w bawełnę :)
Oto moje ostatnie łupy:




Jako pierwsze mydło z algami pod prysznic firmy Ziaja z serii 
Sopot Spa. Pięknie pachnie, dobrze się pieni i co najważniejsze
myje. Ja nic więcej od mydła nie wymagam :) zwłaszcza za takie
które kosztuje 6 zł.




Kolejny produkt z tej samej firmy Bloker. Redukuje on nadmierne pocenie się.
Nie zawiera alkoholu, ani barwinków. Stosuje się go 2-3 dni na noc, a
później 1-2 razy w tygodniu. To już moje drugie opakowanie. Sprawdza się
w kryzysowych sytuacjach i mogę na nim polegać. Myślę, że w najbliższym 
czasie na moim blogu pojawi się post o dezodorantach, antyperspirantach i 
blokerach. Koszt tego produktu ok. 6 zł.





Następnym produktem jest szampon Msr. Potter's odbudowa i nawilżanie
z aloesem i jedwabiem. Wybór tego produktu to trochę powrót do 
przeszłości. Pamiętam jak byłam mniejsza moja mama często kupowała
kosmetyki tej firmy. Cena przystępna ok. 8 zł.




Ostatnie produkt to zestaw 3 kroków Clinique. Słyszałam dużo 
dobrego o tych produktach i przyszedł teraz czas na mnie. Ja mam
mniejsze pojemności, które mają starczyć na miesiąc. Mój zestaw to 3
przeznaczona do skóry mieszanej w kierunku tłustej. Koszt mniejszego
zestawu to ok. 100 zł.







Na pewno dam Wam znać jak wszystkie produkty się sprawdzają :)
A Wy używałyście 3 kroków Clinique?






niedziela, 14 kwietnia 2013

Spa dla twarzy



Będąc ostatnio na zakupach dostałam jako próbkę do
wypróbowania tabletkę musującą Sauna Visage firmy Qiriness.




Qiriness to firma produkująca kosmetyki mające nam zapewnić
spa w domowym zaciszu.

Tabletka, którą dostałam stwarza nam ziołową kąpiel parową dla
twarzy. Tabletkę należy rozpuścić w gorącej wodzie. Następnie pochylamy
się nad taflą wody i robimy tzw. "parówkę" pod ręcznikiem. Powinna trwać ok. 15 minut.
Później możemy ręcznik zamoczyć w wodzie, wycisnąć i położyć jeszcze na twarz 
na ok. 5 min.








Efekty:
- skóra stała się wygładzona,
- w trakcie zabiegu czuć delikatne mrowienie,
- pory się otwierają i odblokowują,
- skóra jest dobrze przygotowana na oczyszczania manualnego.


Spostrzeżenia:
- kąpiel parowa ma bardzo ziołowy zapach, jak dla mnie trochę za mocny,
- bez oczyszczania manualnego pory same się nie oczyszczą, choć kąpiel
ułatwia ich otwarcie,
- zabieg na pewno nie dla osób z cerą naczyniową,
- sprawdzi się u osób z cerą mieszaną, zanieczyszczoną, z zaskórnikami,
- efekt po był zadowalający i był to pierwszy produkt tego typu jaki miałam
okazję testować
- taki zabieg sam w sobie jest przyjemy,
- ja poprzedziłam go peelingiem skóry dla lepszego efektu.


Podsumowując oceniam ten produkt na dobrą czwórkę. Zawsze to jakaś alternatywa na zaskórniki. Jedyne
co mi przeszkadzało to silnie ziołowy zapach tej kąpieli. Jednak po chwili nasz nos przyzwyczaja się do 
zapachu. Po samej parówce warto zrobić jeszcze maseczkę ściągająca pory. Miałyście okazję coś takiego stosować? Jaki jest Wasz sposób na oczyszczanie twarzy z zaskórników?



czwartek, 11 kwietnia 2013

Uriage vs. Avene



Nadchodzą (?) ciepłe dni, więc można pomyśleć nad zakupem
wody termalnej. Ja w tam tym roku miałam okazję używać 
dwóch - jednej z Uriage, drugiej z Avene. Po lecie zostało mi
odrobinę każdej z nich, więc odkurzyłam je, jeszcze raz przetestowałam
i postanowiłam krótko podsumować.



Zarówno jedna jak i druga butelka posiada atomizer. Mam wrażenie, że mgiełka
z Uriage jest delikatniejsza. Różnica jest jednak bardzo subtelna. Ja testowałam
opakowania o pojemności 150 ml. Są też większe opakowania.


Minerały w wodzie Uriage



Minerały w Avene

Więc jeśli chodzi o cenne składniki to przeanalizowaniu woda Uriage ma ich więcej.
I z tego co wiem ma największą ich ilość z wód termalnych dostępnych na ryku.

Wydajność obu produktów jest identyczna. Nie zauważyłam różnicy w zużyciu. 

Jeśli chodzi o cenę, to dokładnie ich nie pamiętam, bo kosmetyki były 
kupione rok temu. Ale z tego co podaje internet Uriage kupimy za ok. 20zł, a
Avene za ok. 25 zł.

Istotna różnica między nimi to sposób użycia. Woda z Avene by spełniała
swoje zadanie prawidłowo musi być po rozpyleniu na twarz osuszona 
chusteczką. W innym wypadku może zamiast poprawy nawilżenia naszej
skóry spowodować jej odwodnienie.
Woda termalna z Uriage jest jedyną, której nie trzeba osuszać. Jest to 
duże ułatwienie, ponieważ nadaje się do używania np. w 
trakcie uprawiania sportu. Dlatego poprzedniego lata Avene
używałam w domu, a Uriage na zewnątrz.



Obie spełniają swoje działanie dotyczące łagodzenia stanów zapalnych
skóry. Idealnie też chłodzą latem. Gdy mi się skończą ponownie kupię Uriage.
Zwłaszcza ze względu na ilość składników mineralnych i jego łatwiejsze użytkowanie.
A Wy używacie w lecie wód termalnych???




środa, 10 kwietnia 2013

Zakwasowana



W wielu moich postach wspominałam, że moja cera do 
najłatwiejszych w pielęgnacji nie należy. Jest mieszana, z 
zaskórnikami, ma nierówny koloryt i jest podatna na zapychanie.
Kilka lat temu przeszłam kurację dermatologiczną z antybiotykami 
i zabiegami u specjalisty.

Dość dobry efekt po kuracji utrzymuje się do dzisiaj. Jednak nie
zmienia to faktu, że skóra mojej twarzy, dekoltu i pleców jest silnie
zanieczyszczona. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i 
poprawić wygląd swojej cery i co za tym idzie swoje samopoczucie.


Postawiłam na domową kurację kremem z kwasem. Na twarz i dekolt
używałam krem z Uriage, a na plecy krem z Pharmaceris. 


Zacznijmy od tego pierwszego. Krem z Uriage pochodzi z serii Hyseac.
Jest to seria przeznaczona dla skóry mieszanej, tłustej, trądzikowej z 
tendencją do zaskórników.


Jego zadaniem jest redukcja zaskórników i rozszerzonych porów.
Działa przeciwzapalnie i regulująco na sebum. Ma złuszczać naskórek
 i dzięki temu mamy mieć mniej wyprysków i blizn po nich.



W swoim składzie zawiera wodę termalną Uriage, kompleks hydroksykwasów:
- 2% kwas jabłkowy,
- 6% argininian glikolowy,
- 7% ester kwasu jabłkowego, 
wyciąg z wierzbownicy, piroktonian olaminy, fitosfingozyna.
Krem używamy tylko i wyłącznie na noc, ponieważ kwasy nie reagują dobrze ze słońcem.




Krem zamknięty jest w tubie o pojemności 40 ml. Kosztował mnie ok. 45 zł w SP.
Jego zapach jest bardzo delikatny. Ma mleczo-biały kolor i dosyć płynną konsystencję.
Jeśli chodzi o jego działanie i moją opinię na temat tego kremu to jest bardzo pozytywna.
Krem używam od około 3 tygodni i mogę powiedzieć, że
zdecydowanie poprawił kondycję mojej skóry. Skóra twarzy i dekoltu się 
wygładziła i oczyściła. Na początku zauważyłam wysyp krost, które
bardzo szybko zaczęły się goić. Jak jakaś niespodzianka mi wyskakuje
to jest mniejsza i szybciej znika, dzięki temu kosmetykowi.
Skóra lepiej też przyjmuje wszelkie maseczki i składniki aktywne z innych 
kosmetyków. Krem nie jest agresywny i nadawałby się także do 
wrażliwej cery.

Jedyne z czego się nie wywiązał to zmniejszenie rozszerzonych
porów. Być może potrzebuje na to jeszcze więcej czasu.
Podsumowując daję mu 4,5/5.


Pomimo, że lubię testować nowe kosmetyki nie zdecydowałam się
na zakup drugiego kremu. Krem z Pharmaceris miałam okazję testować
dzięki konsultantce z SP, która wręczyła mi mnóstwo próbek tego kremu.




Teraz ostały się tylko dwie :(. Dzięki tym próbką miałam okazję w tym samym
czasie mogłam wypróbować dwa kremy o podobnym działaniu. Dla Pharmacerisa zostały
moje plecy. Zdecydowanie większe wyzwanie niż moja twarz.
Krem pochodzi z serii Sebo-almond peel 5% krem peelingujący.
Jest to pierwszy stopień złuszczania (dostępna jest także wersja 10%). 
Jego zadanie jest podobne jak kremu z Uriage.




Zawiera w swoim składzie 5% kwas migdałowy, sok z cytryny i peelingujące
mikrogąbeczki. Należy go również nakładać na noc. Muszę przyznać, że
swoim działaniem bardzo przypomina krem z Uriage. Skóra pleców stała się
wygładzona, krosty zostały złagodzone lub zniknęły. Jako, że na plecach zmian
trądzikowych miałam i mam zawsze więcej muszę przyznać, że
krem spokojnie sobie daje z nimi radę. 



Mam wrażenie, że krem z Pharmaceris jest bardziej wydajny. Jego
koszt jest też mniejszy, bo pełnowymiarowe opakowanie można kupić
już za 25 zł. Moja ocena to 5/5.


Podsumowując oba kremy są rewelacyjne. Podejrzewam, że gdy skończy mi
się krem z Uriage, kupię Pharmaceris. Ale tylko z czystej ekonomii, ponieważ
u mnie powierzchni do smarowania jest sporo :). Jednak oba kremy są godne polecenia.

A Wy używacie tego typu kremów?




poniedziałek, 8 kwietnia 2013

VitaCeric

Wraz z nadejściem wiosny skończył mi się krem.
Po dość treściwym Nutri Goldzie nadszedł czas na coś lżejszego.
Tym razem postawiłam na Irenę Eris i krem,
a raczej emulsję z serii VitaCeric.



Seria jest skierowana dla kobiet po 25 roku życia,
które szukają lekkiego kremu energetyzującego,
który opóźni procesy starzenia się skóry i doda blasku.



Emulsja zamknięta jest w estetyczny słoiczek o pojemności 50 ml.
Jak każdy krem Ireny Eris wygląda pięknie.
Ja zapłaciłam za niego 79 zł. 

Emulsja energetyzująca przeznaczona jest dla skóry tłustej 
i mieszanej. W swoim składzie zawiera przeciwutleniacze
i kompleks witaminowy.
Emulsja ma być idealna pod makijaż.



Krem ma delikatny zapach i bardzo lekką 
konsystencję. Szybko się wchłania i nie pozostawia
tłustej warstwy na skórze.



Mam nadzieję, że krem nie będzie powodował
świecenia się skóry, a będzie dawał zdrowy blask.
Na ten krem nastawiła mnie też aura za oknem.
Wyszło słońce i wiosna ma iść do nas pełną parą.
Po ponurej zimie czas na rozświetlanie!

To tyle tytułem wstępu.
Na obszerniejszą recenzję jest jeszcze za wcześnie.
Na pewno Was poinformuję czy daje radę. :)

Miałyście okazję próbować coś z tej serii?
Czy wraz z nadejściem wiosny Wy też zmieniacie krem na lżejszy?